18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

KS Błędów: Gdzie ci chłopcy z tamtych lat? [ZDJĘCIA]

Jolanta Pierończyk
Rok 1975. Od lewej - Antoni Urbańczyk, Jerzy Jochemczyk, Alojzy Lipa, Alfred Cuber, Roman Kała, Jan Urbańczyk, Jan Penczek, Józef Szklorz
Rok 1975. Od lewej - Antoni Urbańczyk, Jerzy Jochemczyk, Alojzy Lipa, Alfred Cuber, Roman Kała, Jan Urbańczyk, Jan Penczek, Józef Szklorz arc
Byli najprężniejszą dziką drużyną w Chełmie Śląskim. Mieli swoje zasady, których nawet oldboye musiały przestrzegać. Jak po latach wspominają te czasy?

Chełmski przysiółek Błędów. Połowa lat 70. Na zboczu przydrożnego rowu siedzi grupa osiemnasto-, dziewiętnastolatków i wybierają kapitana drużyny, który byłby jednocześnie prezesem klubu i trenerem. Nie ma wątpliwości. Tym kimś może być tylko Józek Szklorz, przed którym nawet oldboye czują respekt.

- Jak powiedział, że nie ma przekleństw na boisku, to nie ma. Za każde nieparlamentarne słowo karne zejście z boiska na pięć minut . Oldboye się trochę buntowały, bo jak taki młody będzie nimi rządzić, ale musiały się podporządkować - wspominają dawni piłkarze dzikiej drużyny KS Błędów, dziś pięćdziesięcioparoletni panowie.

KS Błędów to była pierwsza dzika drużyna w Chełmie, która miała niemal profesjonalne bramki z siatkami. Sami je sobie stawiali, sami zdobyli siatkę. Sami dbali o boisko.

- Boisko powstało na jednej z prywatnych łąk - opowiada dawny kapitan, dziś jeden z najbardziej znanych księży w Tychach, prałat. - Gospodarz zgodził się ją nam wydzierżawić. Na szczęście, nie chciał dużo. Z naszych składek udało się zebrać na roczną zapłatę. A potem trzeba było wyrównać teren, ustawić bramki i od czasu do czasu wykosić. Kosiarek nie było. W ruch szły kosy. Siano się suszyło, sprzedawało gospodarzowi i jeszcze można było na wakacje pojechać za zarobione pieniądze.

Treningi odbywały się w soboty. Niełatwo było chłopakom wyrwać się z domu. Wiadomo, każdy miał jakieś obowiązki na rodzinnym gospodarstwie. A spóźnienie na trening groziło sankcjami. Wszyscy pamiętają: za karę albo stawało się w bramce, albo grało na obronie, podczas gdy każdemu marzył się atak. Ale z kapitanem nie było dyskusji.

- Pobłażliwy był tylko w stosunku do przeciwnika - wspomina Antoni Urbańczyk. - Jak dochodziło do jakiegoś spornego momentu, to kazał oddać piłkę drużynie przeciwnej. Uważał, że mądrzejszy musi ustąpić.

Bo arbitra nie było. Sami się jakoś dogadywali, a jak się komuś nie podobało rozwiązanie, to ostentacyjnie schodził z boiska. Niedzielne mecze KS Błędów z oldboyami lub innymi drużynami ściągały na boisko błędowską społeczność.

Zimą chłopcy przerzucali się na hokej. Sami sobie strugali kije, a lód czekał na zamarzniętym stawie w lesie. - Graliśmy do marca, choć lód już nie trzymał się brzegu. Pilnowaliśmy wtedy, by na tafli nie było więcej jak dwóch graczy, bo trzeci mógł spowodować załamanie lodu - wspominają.

- Sport to była nasza pasja - mówi Jerzy Jochemczyk, późniejszy bramkarz Stali Chełm Śląski. - To była radość. Wspaniałe samopoczucie po takim oczyszczającym wysiłku fizycznym .

Początek końca KS Błędów nastąpił w momencie, gdy kapitan - jeden z najstarszych w drużynie - poszedł na studia. Do … seminarium duchownego. W wakacje wprawdzie wracał, na kopanie piłki był czas, ale jako kleryk zaczął już inną działalność. Kolegów z boiska wciągnął w ruch pielgrzymkowy. Byli razem, ale już inaczej. Ich zresztą też zaczęły pochłaniać inne obowiązki. Piłka coraz bardziej schodziła na dalszy plan.

Najdłużej zatrzymała jedynie Jerzego Jochemczyka, który przez dziesięć lat był bramkarzem Stali Chełm Śląski. Inny zawodnik, Henryk Górny, wylądował w 09 Mysłowice.

Młodzieńcze marzenia o własnym boisku zrealizował sobie Józef Szklorz już jako ksiądz, proboszcz tyskiej parafii bł. Karoliny. Ma aż trzy: pełnowymiarowe, średnie i małe. Oświetlone. Może kiedyś spotkają się na którymś z nich dawni piłkarze dzikiej drużyny z Błędowa? Wprawdzie nie żyje już dwóch z nich: Franciszek Urbańczyk i Ryszard Stachoń, ale chyba nie byłoby większego problemu, by jak kiedyś zebrali się Jerzy Jochemczyk, Antoni Urbańczyk, Jan Urbańczyk, Jan Penczek, Alojzy Lipa, Alfred Cuber, Roman Kała, Antoni Tuszyński i oczywiście, ks. prałat Józef Szklorz.

Mogliby się sprawdzić też na lodzie. Dużo bezpieczniejszym niż ich lód na leśnym stawie. Ks. prałat robi bowiem przymiarki do naturalnego lodowiska przy swoim kościele, na jednym z boisk. Zimna kąpiel nie grozi. O załamaniu lodu nie ma mowy. Komfort gwarantowany.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bierun.naszemiasto.pl Nasze Miasto