Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Majewscy. Ze stanic kresowych II Rzeczypospolitej krętymi drogami do Sieradza ZDJĘCIA

Dariusz Piekarczyk
Dariusz Piekarczyk
Majewscy. Ze stanic kresowych II Rzeczypospolitej do Sieradza
Majewscy. Ze stanic kresowych II Rzeczypospolitej do Sieradza Archiwum rodziny Majewskich
Orkiestra zaczęła grać "Miłość ci wszystko wybaczy", przebój nad przeboje, którym Hanka Ordonówna całą prawie Polskę podbiła. Już pierwsze pary poszły w tany. - Teraz, albo nigdy" - rzekł sam sobie Jan Majewski i zdobywszy się na odwagę ruszył pewnym krokiem przez całą salę. Stanął na wprost siedzącej na ławie pięknej szatynki, która od początku balu wpadła mu w oko, strzelił butami, skłonił się energicznie, po wojskowemu, i nieco zawstydzony wyszeptał "czy mogę prosić".

"Ależ tak" - wyszeptała,dziewczyna spuszczając wzrok w podłogę aby tylko ukryć rumieńce jakie na jej twarzy się pojawiły. Taniec minął niczym z bicza strzelił, w każdym razie za szybko dla obojga. Jan odprowadził pannę, ale na swoje miejsce nie wrócił, wyprostował się najmocniej jak tylko mógł, pogładził mundur i wydusił z siebie "jak pani na imię?". "Jadwiga proszę pana" - wyszeptała. "To może panna Jadwiga pozwoli się zaprosić do tańca, o właśnie, zdaje się, Każdemu wolno kochać grać zaczęli". "Czemu nie, jeśli pan prosi" - odpowiedziała dziewczyna.
Już do końca balu karnawałowego, wydanego przez dowódcę 10. Baonu Korpusu Ochrony Pogranicza Krasne nad Uszą (Pułk KOP Wilejka), Jan Majewski nie odstępował Jadwigi Stolskiej na krok. Prawie, że zatańczył ją. Ale też i dziewczyna nic przeciwko temu nie miała, bo chłopak podobał się. W mundurze żołnierza KOP prezentował się, jakby to powiedzieć, wybornie. Godności dodawał ozdobny biały wężyk na granatowym kołnierzyku. I mówił jeszcze pięknym, nietutejszym językiem. Czyż mogła odmówić, kiedy zaproponował jej po zabawie, że do domu odprowadzi, tym bardziej, że do Kuchar, gdzie mieszkała z rodzicami i rodzeństwem w leśniczówce, bo ojciec leśniczym był, parę ładnych kilometrów, na dodatek przez las.
Tak to w roku 1934 rozpoczęła się znajomość, dodajmy zakończona ślubem, Jana Majewskiego z Sieradza z Jadwigą Stolską z leśniczówki Kuchary. Leśniczówka leżała zaś obok gminnej miejscowości Krasne nad Uszą w powiecie mołodeckim, wojewódzkie wileńskim. Stąd już tylko krok do granicy z Rosją Sowiecką.

- Dziwi się pan jakim też sposobem Jan Majewski z Sieradza znalazł się w latach 30 kilkaset kilometrów od rodzinnego miasta, na granicy wschodniej II Rzeczypospolitej - rozpoczyna swoją opowieść Czesław Majewski, syn Jadwigi i Jana. - Trzeba zacząć od tego, że był jednym z siedmiorga dzieci małżeństwa Elżbiety i Wawrzyńca Majewskich, mieszkających w Sieradzu. Urodził się w roku 1908. Dzieciństwo przypadło mu w podłych czasach. Cóż, to zresztą za dzieciństwo. Kiedy miał sześć lat wybuchła pierwsza wojna światowa. Za to w wieku lat 12 doświadczyła go kolejna wojna - tym razem z nawałą bolszewicką. Te wydarzenia, rozbudziły w nim zapewne poczucie patriotyzmu, bo w roku 1927, mając lat 19, zgłosił się na ochotnika do Korpusu Ochrony Pogranicza, formacji wojskowej powstałej pięć lat wcześniej i przeznaczonej do ochrony polskiej granicy na wschodnich rubieżach. Niewiele wiemy z tego okresu jego życia, bo też i on niewiele opowiadał. Zamknięty w sobie był. W każdym razie służbę przyszło pełnić mu w Krasnem nad Uszą. Służba ciężka, naznaczona ciągłymi utarczkami z bandami sowieckimi, przemytnikami. Spokój rzadko tam był. Ludność miejscowa za to pokojowo nastawiona. Ot taka wielonarodowościowa mieszanka, a wszyscy w zgodzie żyli.
@:Wróćmy jednak do Jadwigi i Jana. To nie było jakieś długie, jakbyśmy to dziś określili, chodzenie z sobą. Po kilku może kilkunastu randkach, dziewczyna zaprosiła Jana do domu. Młodzian przypadł Genowefie i Janowi - rodzicom Jadwigi, do gustu. Nic dziwnego, że kiedy pewnego dnia przestąpił próg domu ich domostwa z dwoma bukietami kwiatów, jednym dla Jadwigi, drugim dla jej matki, oraz pierścionkiem, prosząc o rękę wybranki, nie usłyszał nie. Mało tego, na stole pojawiła się butelka wódki i po raz pierwszy z przyszłym teściem wychylił kielicha. Wesele przyklepano. Jeszcze tylko zgoda dowództwa, ale z tym kłopotu nie powinno być, nie było też i zresztą. Przełożeni nawet się ucieszyli, że chłopak z granicy zachodniej wiąże się z miejscową dziewczyną. - No to teraz, tylko moich w Sieradzu trzeba zawiadomić, żeby do Krasnego na weselisko zjechali. Jak postanowił, tak też i zrobił. List poszedł. Szybko nawet odpowiedź nadeszła, ale nie taka jak się spodziewał. Elżbieta i Wawrzyniec nie zaakceptowali decyzji syna. Marzyło im się, że syn wróci do Sieradza, tu się ożeni, wnuki będą pod ręką. "Jak se pościelesz, tak się wyśpisz" - odpisali. Nic to, Jan przełknął gorzkie słowa, ale z wybranej drogi nie zboczył. Ślub, w kościele pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny w Krasnem, nie lada był wydarzeniem dla niewielkiej społeczności lokalnej. Młodzi weszli do kościoła w asyście wojskowych w mundurach galowych. Kopiści nie odstępowali ich także w świątyni. Przed świątynią czekali na nich żołnierze w mundurach galowych i z szablami. Jednym słowem uroczystość jakiej w Krasnem nie było. 1 stycznia 1938 roku na świat przyszło pierwsze dziecko Majewskich - Jerzy. Za tydzień dalsza część losów Jadwigi i Jana.

- Boże, czy musimy tam jechać? - lamentowała Jadwiga, na wieść o tym, że wraz z mężem i synkiem Jurkiem opuścić muszą Krasne i udać się do Bystrzyc nad Słuczem w powiecie Kostopol w województwie wołyńskim. Jej mąż Jan Majewski, zawodowy żołnierz Korpusu Ochrony Pogranicza dostał przydział do szwadronu kawalerii stacjonującego w - Rozkaz to rozkaz, Jadziu, nic tu zrobić nie mogę, taki już los wojskowego próbował ułagodzić żonę Jan, choć pod skórą czuł, że nie jest dobrze, bo to nad wyraz gorący czas. Wszyscy mówią, że tylko patrzeć, jak wybuchnie wojna z Niemcami. I że nie wiadomo, jak się zachowają Sowieci.
Majewscy wylądowali w połowie 1939 roku w osadzie wojskowej Bystrzyce, gdzie większość mieszkańców to byli Ukraińcy, niezbyt przychylnie na nielicznych Polaków patrzący. Jan znalazł się w szwadronie dowodzonym przez rotmistrza Wiktora Jakubowskiego.
W tych Bystrzycach przyszedłem na świat - zaczyna opowieść Czesław Majewski. Przez wiele lat miałem w dowodzie osobistym wpisane, że urodziłem się w ZSRR.
Aż do 17 września w Bystrzycach wojnę znano jedynie ze słyszenia. Potem weszli żołnierze sowieccy.
- Jadziu, wyjeżdżam, pilnuj dzieci - powiedział na odchodne Jan i i odszedł z żołnierzami z Bystrzyc - kontynuuje Czesław Majewski. - Weszli Rosjanie. Co to było za wojsko, Boże broń! Mama opowiadała, że to hałastra, fatalnie umundurowani, rabowali co tylko się dało, żadnego człowieczeństwa. Zaczął się czas sowieckiej okupacji. Mama jakoś sobie radziła, bo była akuszerką, znała się na medycynie. Ojca jednak nie było. Przepadł. Któregoś dnia przyszedł jednak liścik, że jest w obozie w Smoleńsku. Odetchnęliśmy. Jakoś tak w tym samym czasie przyjechał do nas ojciec mamy i mówi: Jadzia zbieraj się, zabieram cię do domu. Tutaj, między Ukraińcami, zostać nie możesz. W żadnym wypadku. Mama na to: nigdzie się stąd nie ruszę, ja tu na Janka czekam, on wróci. Na nic zdały się przekonywania. Nie pomogły ani prośby, ani groźby.
Gdzieś na jesieni roku 1940 Jan Majewski wrócił. Zawszony, wymizerowany i siwiutki niczym gołąbek. Wydarzenia wojenne i niewola tak go sponiewierały, że 32-letni mężczyzna zupełnie osiwiał. W lutym 1942 roku Majewscy przeprowadzili się do leśniczówki w Kucharach, gdzie mieszkali rodzice Jadwigi.
- W roku 1942 zaczął się też dramat rodziny Stolskich - kontynuuje opowieść Czesław Majewski. - Całą rodzinę wywieźli na Sybir. Moich rodziców nie ruszyli, bo nie było ich na liście. Zaczął się jednak dla nich ciężki czas, bo uaktywniła się sowiecka partyzantka. Przychodzili najczęściej nocą i zawsze czegoś chcieli. Którego razu zażądali, żeby mama wydała im mundur ojca. Nie mam, matka na to, poprułam i uszyłam odzienie dla nas. To dawaj męża pod ścianę, rozstrzelamy go. I ustawili ojca pod ścianą. Mama w płacz. Pada na kolana, całuje nawet buty Rosjanom i prosi, żeby nie zabijali jej męża. I zostawili go w spokoju. Dziwne, prawda?
@:W roku 1944 skończyło się panowanie niemieckie. Weszli Rosjanie i zaczęli swoje rządy. Jan spokoju jednak nie miał. Co rusz nachodzono go w domu, grożono śmiercią, pamiętając, że był żołnierzem Korpusu Ochrony Pogranicza. Trzeba było coś zaradzić. Jadwiga Majewska, kobieta obrotna, wpadła na pomysł, żeby Jana wysłać do wojska. Tu zostać nie mógł, bo prędzej czy później zastrzelą go.
- Mama zabrała ojca na stację kolejową do Mołodeczna, a tam trafiła akurat na pociąg z mężczyznami, którzy nie zdążyli do armii generała Andersa i jechali do Ludowego Wojska Polskiego. Wsiadaj z nimi, będzie, co Bóg da, mówiła do męża. Ale dowodzący transportem nie chciał się zgodzić. Pani, gdzie ja dziadka do wojska przyjmę, przecież on siwiutki, wnuki niech niańczy, a nie do wojaczki. Matka na to: toż on niewiele ponad 30 lat ma, tylko wojna tak go naznaczyła, niech pan go weźmie, bo tu go ukatrupią Ruskie. Dołożyła na zachętę słoniny, bimbru i ojciec pojechał. Icałe szczęście, bo krótko po tym wezwało mamę NKWD.
Jadwiga z wielkim strachem weszła do siedziby NKWD w Mołodecznie. Poproszono ją do niewielkiego pokoju, gdzie -
Siadajcie grażdanka - zaczął. - Gdzie wasz muż, pewnie w AK?
- A co to takiego AK? - kobieta zbija z tropu oficera.
- Ty na Sybir pojedziesz, jak nie powiesz. Patrzcie ją, nie wie co to AK, harda Polaczka.
- Na Sybir mogę jechać - nie traci rezonu Jadwiga. - Wzięliście już moich rodziców i nawet paczki nam przysyłają, także nie jest tam tak źle - skłamała na poczekaniu. <!-> A tu proszę zaświadczenie, że mój mąż jest w Ludowym Wojsku Polskim. To on krasnoarmiejec, trzeba było od razu tak mówić - pokraśniał Rosjanin.
Efekt tych odwiedzin był taki, że Jadwiga Majewska dostała 200 rubli zapomogi, mydło, sól, mąkę. Władza radziecka zadbała o żonę żołnierza. Pomoc się przydała, bo na świecie była od niedawna Alicja, a był już rok 1944.

Na dworcu kolejowym w Mołodecznem rwetes i bałagan panował niemiłosierny. W odjazdach pociągów nijak się połapać, bo żadnego rozkładu nie ma. - Czekać, czekać - te słowa wkoło kolejarze powtarzali. Ale jak tu sobie dać radę z czworgiem rozbrykanych dzieci, cielakiem i do tego upilnować beczkę z mięsem. Trzeba było mieć oczy do okoła głowy i niespożyte siły. Jadwiga Majewska któryś już dzień tak koczowała wypatrując pociągu, który powiezie ją i jej dzieci do Polski, bo tu z okolic Mołodeczna Polska odeszła. Mościła się władza sowiecka. Jadwiga nie miała wątpliwości, o chlebie i wodzie, ale w Polsce, byle nie tu. I tak oto ruszyła w nieznane, zostawiając dom rodzinny w Kucharach, rodzinę na Sybirze. Nie wiedziała też gdzie jej mąż Jan, który służył w 2. Armii Wojska Polskiego. Była już druga połowa roku 1945. - Jak to będzie, gdzie jechać, może do Sieradza, gdzie rodzina Janka - zastanawiała się siedząc na peronie i trzymając powróz z uwiązaną nań gadziną. Z zadumy wyrwał ją przeciągły gwizd lokomotywy, która w kłębach pary wtoczyła się na peron. - Kto do Polski niech wsiada - krzyknął kolejarz. I zaczęło, ciżba ludzka szturm na wagony bydlęce przypuściła. Ruszyła i Jadwiga, ciągnąc za sobą cielaka i ogarniając dzieciaki. Zlitowali się nad jej niedolą Żydzi, wyróżniający się pięknymi, wymuskanymi płaszczami z kołnierzami z karakułów. Popchnęli cielaka, wnieśli do wagonów dzieciaki i życzyli szczęśliwej podróży. W końcu pociąg ruszył. Majewscy znaleźli sobie miejsce w kącie wagonu. Skład jechał, ale częściej stał, bo pierwszeństwo miały transporty wojskowe. W końcu pociąg zatrzymał się na zniszczonej stacji. Jakież było zdziwienie Jadwigi, kiedy odczytała, że to Königsberg. - Boże jedyny, to my nad Bałytkiem, gdzie tu do Sieradza - złapała się z niedowierzania za głowę.
@:Pociąg jeńcy niemieccy obstąpili żebrząc o jedzenie. Jadwiga widząc niedolę młodych chłopców nie żałowała mięsa, chleba. W końcu pociąg ruszył. Dwa, trzy tygodnie? Nie wiadomo ile jechali, po Jadwiga poczucie czasu zatraciła. Sieradz, Sieradz! Pociąg zatrzymał się na stacji, wagon z Majewskimi odczepiono, przetoczono na bocznicę. - Panie kochany, Stefana Majewskiego, zna pan - zapytała Jadwiga kolejarza, który przyszedł zobaczyć, kto też w wagonie jest. - A pewnie, kto go nie zna, to stary sieradzak - odpowiedział. - Proszę dać znać, że Jadwiga, żona Janka, z dziećmi przyjechała i na stacji czeka. - W try miga dam znać - odpowiedział.
=Stefan z fasonem na stację podjechał - dorożką! - Zajechaliśmy do Rynku - wspomina Czesław Majewski. - Tam w jednej z kamienic została mama. Mnie i rodzeństwo zawieźli do mieszkania przy Toruńskiej. Pamiętam jakby to było dziś. Przyjęto nas fantastycznie, rosołem! Przybiegł dziadek Wawrzyniec, bo chciał zobaczyć, po raz pierwszy w życiu, swoje wnuczęta. Ojca nie było, choć pojawił się już w Sieradzu po wojnie. Pojechał nas szukać. Rozminęliśmy się gdzieś w drodze. W końcu jednak i on się odnalazł. Rodzina, po ponad sześciu latach, była razem.
@:Jan Majewski nie chciał jednak w rodzinnym Sieradzu pozostać. Może dlatego, że jako były żołnierz Korpusu Ochrony Pogranicza nie czuł się pewnie w mieście? W każdym razie Majewscy wylądowali w Pratkowie koło Zduńskiem Woli, gdzie przejęli gospodarstwo po volksdojczu. - Tato zaczął pracować w Urzędzie Gminy jako agronom - przypomina sobie nasz rozmówca. - Mama została nauczycielką w szkole w Zamyłyniu. Ja poszedłem do szkoły, najpierw w Sikucinie, potem Rębieskich. W roku 1947 urodził się Jan, zaś w 1951 przeprowadziliśmy się do Izbabelowa. Tam na świat przyszły siostry Wala i Teresa. W Izabelowie, ludzie wiedząc że jesteśmy przesiedleńcami, przyjęli nas ciepło, czego nie można było powiedzieć o Pratkowie. W Izabelów wrośliśmy, tu znaleźliśmy swoje miejsce na ziemi. Mamę chcieli nawet dyrektorem spółdzielni rolniczej, ale się wymigała. My pokończyliśmy szkoły, zaczęliśmy pracować. Ja w Banku Rolnym w Sieradzu. Przepracowałem tam ponad ćwierć wieku. 24 października 1964 roku wziąłem ślub z Barbarą Wajroch. Jesteśmy z sobą do dziś. Mamy dzieci Izabelę i Arkadiusza. Syn jest prawnikiem, córka ekonomistką. Mamy czwórkę wnuków. Bartosza, Piotrka , Adama i Jacka .Bartek skończył studia prawnicze i jest w trakcie aplikacji adwokackiej. Pozostali chłopcy studiują na uczelniach w Krakowie i Wrocławiu
I jeszcze o Kazimierzu Stolskim, bracie Jadwigi, żony Jana. Kazimierz był żołnierzem 2. Korpusu Polskich Sił Zbrojnych. Bił się pod Monte Cassino, gdzie został ciężko ranny. Wylizał się jednak. Po wojnie trafił do Wielkiej Brytanii, potem Kanady, gdzie ożenił się z Polką. Był aktywnym działaczem polskich organizacji kombatanckich. - Kiedyś przyjechał do nas w odwiedziny - przypomina sobie pan Czesław. - Kiedy kupił w Pewexie wielkie pudło papierosów, to było wielkie wydarzenie. Część rodziny Stolskich, ta która wróciła z zesłania na Syberię, mieszka w Nowogrodzie Bobrzańskim. Wie pan, dlaczego myśmy to wszystko przeżyli, rodzina uchowała się w komplecie? Bo zaufaliśmy Matce Bożej. Do niej zawsze się modliliśmy.

Tekst powstał kilka lat temu i był publikowany w tygodniku "Nad Wartą", w cyklu "Rody nadwarciańskie".

od 7 lat
Wideo

Krzysztof Bosak i Anna Bryłka przyjechali do Leszna

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sieradz.naszemiasto.pl Nasze Miasto