Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

W magistracie walczą o posady

Jolanta Jeziorska
Prezydent Piotr Niedźwiecki, choć zwolnił Iwonę Wasielewską, chwalił wiele razy publicznie jej pracę
Prezydent Piotr Niedźwiecki, choć zwolnił Iwonę Wasielewską, chwalił wiele razy publicznie jej pracę Jolanta Jeziorska
Zwolnieni z pracy w magistracie i Straży Miejskiej poszli do sądu. Są już pierwsze rozstrzygnięcia i odszkodowania.

Po cięciach etatów w magistracie i Straży Miejskiej, zwolnieni pracownicy postanowili nie godzić się z decyzjami zwierzchników. Poszli do sądu.
Jako pierwsi sprawy do sądu oddali trzej z pięciu zwolnionych w marcu strażników miejskich. Jeden z nich, Paweł Masłowski, mówi wprost: - To co nas spotkało, nadaje się nie tylko na artykuł, ale na nowelę. Byliśmy do zwolnienia już od przynajmniej półtora roku, tylko szukano sposobu, jak to zrobić. Więc tak to wymyślono, że zwolniono nas ze względów ekonomicznych.
O zwolnieniach zdecydowali prezydent i radni, którzy uchwalili w budżecie zmniejszenie o 130 tys. zł funduszy na Straży Miejską. Prezydent Piotr Niedźwiecki polecił komendantowi Wojciechowi Cieślakowi zwolnić 5 lub 6 osób. Wśród nich było 3 o najdłuższym stażu. Poszli do sądu żądając uznania wypowiedzeń za bezskuteczne i odszkodowań. Sprawa odbyła się jednak później niż upłynął termin wypowiedzenia, więc były już skuteczne. Zawarto ugodę, na mocy której strażnicy dostali odszkodowania w wysokości blisko 3 pensji. Oprócz tego dostali pieniądze za dwumiesięczny okres wypowiedzenia.
Pozwy złożyły też 3 z 9 pań zwolnionych w wyniku reorganizacji magistratu. Dwie z nich, na mocy wyroku sądu trzeba było w środę przywrócić do pracy, z tymi samymi pensjami. Wiceprezydent Krzysztof Jędrzejewski podkreśla, że każdy ma prawo iść do sądu, jeśli czuje się pokrzywdzony, a urząd musi wyrok sądu respektować.
- Pani Tosik - Kubiak została przywrócona do pracy na stanowisko urzędnicze. Zdaniem sądu, nie można było wręczyć jej wypowiedzenia, bo miała mianowanie na funkcję naczelnika z niższego stanowiska - mówi wiceprezydent Jędrzejewski.
Naczelnik nieistniejącego już biura obsługi inwestorów Aleksandra Majchrzak-Pilarczyk też wróciła do urzędu. Sąd uznał, że nie można było jej zwolnić, bo była w ciąży. Wiceprezydent Jędrzejewski przekonuje, że gdyby było to wiadome, zwolnienia by nie było.
O przywrócenie do pracy walczy nadal Iwona Wasielewska. Domaga się też odszkodowania. Jak mówi, jej ostatnie dni w urzędzie były koszmarem. - Traktowano mnie jak trędowatą. Do tego uniemożliwiono mi wykonanie poleceń służbowych. Jakby tego było mało, zawsze spokojny pan, z którym byłam w pokoju doskoczył do mnie, wyrwał mi segregator z dokumentami, odepchnął mnie. Napisałam więc na pożegnanie dwie notatki służbowe.
Urzędnik, który miał napaść na panią Iwonę przekonuje, że żadnej przemocy nie użył. Wykonał tylko polecenie zamknięcia szafki z dokumentami.
Sprawę w wyjaśniają w magistracie. Rozprawę w sądzie pracy wyznaczono zaś na 19 lipca.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zdunskawola.naszemiasto.pl Nasze Miasto