Już pięć sklepów z dopalaczami w Zduńskiej Woli

Z takiego założenia wyszły w Zduńskiej Woli władze miasta, powiatu i policja. I utrudniają. Magistrat organizuje edukacyjne koncerty, ale też prosi wszelkie instytucje, także urząd skarbowy, o przeprowadzanie kontroli. Policja patroluje okolice sklepów z dopalaczami.

W Zduńskiej Woli jest już pięć sklepów dla tak zwanych kolekcjonerów, a w rzeczywistości sprzedających najróżniejsze proszki i pigułki, które formalnie narkotykami nie są, choć to substancje chemiczne o działaniu psychoaktywnym. Dwa z nich powstały tuż przed początkiem roku szkolnego. Do tego otwarto je bardzo blisko szkół ponadgimnazjalnych. Jeden koło elektronika, a drugi zaledwie kilkadziesiąt metrów od mechanika.

Szczególnie ta druga szkoła przejęła się pojawieniem dopalaczy. Dyrektorka jeszcze w wakacje poprosiła o pomoc. Gdy tylko sklep z dopalaczami przy ul. Królewskiej powstał.

- Po prostu sklep pod nosem nam się pojawił! - martwi się Małgorzata Cieślak, dyrektor Zespołu Szkół Zawodowych nr 1 w Zduńskiej Woli. - Nie ukrywam, że nasza młodzież jest trudna. Uznaliśmy, że otwarcie sklepu, to kolejny problem do rozwiązania. Jako dyrektor nie mogę nie zareagować.

Mechanik skorzystał z programu profilaktycznego przygotowanego przez Biuro Polityki Zdrowotnej i Spraw Społecznych Urzędu Miasta Zduńska Wola. W szkole były dwa koncerty grupy Blues Mobile, w której występują byli uzależnieni. Elżbieta Śpikowska, która biurem kieruje, na tym nie poprzestaje. Prosiła już o badania substancji zawartych w dopalaczach Państwową Inspekcję Handlową i sanepid. Pisze też prośby o kontrole do urzędu skarbowego. Zbiera informacje od szkół, które mają określić, jakie działania byłyby, według nich, najbardziej potrzebne.

Z propozycji urządzenia przez magistrat edukacyjnego koncertu nie skorzystała dyrekcja I Liceum Ogólnokształcącego w Zduńskiej Woli, z którego do sklepu z dopalaczami też jest niedaleko. Tłumaczy się tym, że w szkole był zjazd absolwentów. Co do potrzeby profilaktycznych akcji, dyrektor ma własne zdanie.

- Nie wiem, czy jest potrzebny, czy nie, bo mam wrażenie, że to co się dzieje, to jest reklama dopalaczy - nie kryje sceptycyzmu Tomasz Siemienkowicz, dyrektor I LO. - Mamy przez pedagoga szkolnego przygotowany własny program.

Własne działania podjęli także mieszkańcy. Zbierają podpisy pod petycją do władz samorządowych, by uniemożliwiły sprzedaż dopalaczy. Pismo, z około tysiącem podpisów, w przyszłym tygodniu ma trafić do adresatów.

- Podpisy zaczęliśmy zbierać między znajomymi, ale zauważyliśmy, że jest wielu zainteresowanych - mówi Paweł Pławski, jeden z inicjatorów petycji. - Tak akcja dotarła do szkół, gdzie także nasze dzieci zbierały podpisy, a przy okazji wywiadówek podpisują się rodzice.

Wszyscy zgodnie podkreślają, że problem trzeba rozwiązać ustawowym zakazem. Tylko uznanie dopalaczy za nielegalne coś zmieni. Bez tego można tylko nękać sprzedających dopalacze. Policja robi co może w ramach obecnego prawa. Akcje prowadzi od czerwca. Sprawdzano już sklepy przez komórkę zajmującą się przestępczością gospodarczą. Obecnie trwa obserwacja i kontrole. Funkcjonariusze sprawdzają, kto dopalacze kupuje. W trzech przypadkach byli to nieletni, informację o tym przekazali do sądu dla nieletnich.

- Potrzebna jest nowelizacja ustawy. Na razie niewiele możemy zrobić - nie kryje rozgoryczenia Jacek Kozłowski, rzecznik policji w Zduńskiej Woli.